W ostatnim czasie w wołomińskim kościele pw. Józefa Robotnika prezentowano wyjątkowe dzieło: Pop - oratorium „Miłosierdzie Boże” oparte na tekstach św. siostry Faustyny Kowalskiej, z muzyką Zbigniewa Małkowicza. Podczas krótkiej rozmowy w wołomińskiej Szkole Muzycznej Zbigniew Małkowicz zapewnił, że prawdopodobnie w kwietniu ponownie odwiedzi Wołomin i zaprezentuje nam „Psalmy Dawida”.

Oratorium „Miłosierdzie Boże” jest dziełem wybitnie religijnym, napisał Pan muzykę do tekstów zaczerpniętych z Dzienniczka św. siostry Faustyny Kowalskiej. W Pana wcześniejszej karierze raczej nie sposób doszukać się religijnych wątków, skąd ta nagła zmiana?

W moim przypadku nie jest to zmiana, tylko powrót. Moje pierwsze spotkanie z muzyką religijną było dwadzieścia pięć lat temu, na KUL w Lublinie. Przez rok istniał tam zespół muzyki sakralnej, w którym śpiewali m.in. Urszula i Darek Tokarzewski, związany później z zespołem VOX oraz Marzena, moja późniejsza żona. Moim zadaniem było natomiast opracowywanie na orkiestrę różnych popularnych pieśni. Później zaczęła się proza życia, studia, praca w teatrach muzycznych, tworzyłem coraz poważniejsze formy muzyczne, ale ta tęsknota za muzyką religijną cały czas we mnie tkwiła.

Co takiego jest w tej muzyce? Widać ma wielką moc, skoro potrafi latami tkwić w podświadomości i przyciągać artystów do siebie?

Nie jestem w stanie sobie nawet wyobrazić, że mógłbym skomponować coś wartościowego bez inspiracji religijnej. Wiele jest rzeczy względnych, ale to, że za chwilę może nas na tym świecie nie być, jest akurat pewne. Nie chcę niczego deprecjonować, ale dla mnie wszystko, co nie odnosi się do Boga, jest stratą czasu.

I dzięki temu powstało dzieło, którego publiczność chętnie słucha.

Pisząc oratorium nie wiedziałem, jak odbiorą je ludzie. W tej pracy bardzo wspierała mnie żona, liczyłem się także z sugestiami dzieci, bo chcę, żeby moja muzyka była zrozumiała dla młodzieży. Później dałem kilkanaście koncertów na Roztoczu, w różnych miejscowościach, to był taki sondaż, który utwierdził mnie, że ludzie chcą słuchać takiej muzyki. Nawet po wczorajszym koncercie podeszła do mnie zapłakana kobieta i powiedziała, że bardzo przeżyła nasz występ.

Oratorium jest dziełem o objawieniu boskim, tekstom z Dzienniczka siostry Faustyny towarzyszy muzyka. Czy było to łatwe zadanie, stworzyć taką muzykę?

Wielokrotnie czytałem Dzienniczek i zastanawiałem się, w jaki sposób zawarte w nim przesłanie przekazać ludziom. Samo słowo mówione, nawet jeśli ksiądz powie je najpiękniej, to zbyt mało. Dopiero muzyka potrafi nadać słowom wymiar duchowy. Nie ukrywam, że teksty z Dzienniczka przemówiły do mnie, choć początkowo czytałem je z niedowierzaniem. Ale potem zakochałem się w tym zakochaniu siostry Faustyny, zachwyciłem się jej zachwytem. Najbardziej urzekła mnie prostota, ja nie przepadam za wyrafinowaniem, za pisaniem zgodnie z muzycznymi prądami. Jestem za szczerością i autentyczną prostotą. I takie właśnie były moje założenia podczas tworzenia muzyki: prostota i piękno. To miały być proste, melodyjne utwory, skierowane do szerokiego grona odbiorców.

Jaki, Pana zdaniem, jest cel oratorium, poza głównym, czyli głoszeniem chwały Bożego Miłosierdzia?

Oratorium ma na celu przybliżenie, muzyką i słowem, najpiękniejszej tajemnicy wiary, jaką jest tajemnica miłości Boga do każdego człowieka. Choć oczywiście, zdaję sobie sprawę, że jest to bezdenna głębia miłości i nikt nie jest w stanie powiedzieć o niej wszystkiego. Poza tym oratorium daje ludziom radość i nadzieję. A ja zawsze chciałem nieść ludziom radość, pozostawić po sobie coś dobrego.

Jest Pan dobrym człowiekiem?

Mam swoje słabe strony, ale to mówię księdzu na spowiedzi.

Kiedy ponownie zawita Pan do Wołomina?

Prawdopodobnie w kwietniu przyjadę z „Psalmami Dawida”. Nie chcę rozstawać się z siostrą Faustyną, oratorium jest mi nadal bardzo bliskie, ale stworzyłem nową formę muzyczną, która, mam nadzieję, tak samo spodoba się słuchaczom.

Dziękuję za rozmowę

 

Wieści Podwarszawskie, 11 grudnia 2005 nr 49 (764)