Pamiętnej ubiegłorocznej niedzieli Miłosierdzia Bożego przekonaliśmy się, że stworzone przez Zbigniewa Małkowicza do natchnionych słów Św. Siostry Faustyny „Pop-oratorium” jest porywającą modlitwą, której nie mogło zabraknąć w ten wieczór osierocenia. W rocznicową niedzielę 2 kwietnia zostaliśmy zaproszeni do nowej modlitwy głoszonej śpiewem, rozkołysaniem chórów, rozpromienionymi muzyką twarzami solistów i muzyków, zasłuchaniem, entuzjazmem i owacjami uczestników tego modlitewnego zgromadzenia.

Kompozytor tym razem słowa zaczerpnął z najstarszych pokładów naszej religijności uśpiewniając Psalmy Dawidowe, a zgromadził nas w ostrowskiej świątyni Nasz Papież, którego uśmiechnięty wizerunek spogląda w kierunku wejścia do kościoła. Znów przyszliśmy do Niego nie mogąc w tegorocznym Wielkim Poście doliczyć się tego jakby niepełnego roku od Jego odejścia w wigilię niedzieli Miłosierdzia Bożego „po Wielkanocy”. W tamte kwietniowe dni i wieczory chcieliśmy być razem. Szukaliśmy bliskości innych, nawet obcych ludzi, w poczuciu nagłego osierocenia, zachwiania poczucia bezpieczeństwa, zaskoczeni stratą - choć nieuchronną, to wydającą się być odległą jak trzecie tysiąclecie, w które tak niedawno wprowadził nas Wielki Przewodnik. Obficie mnożone każdego dnia zło w naszym ludzkim świecie tylko czasem udaje się przesłonić okruchami Dobra. Czy czujemy jakim dla nas zobowiązaniem jest dar obcowania z Janem Pawłem II, którego obecnością Pan obdarował nasze czasy? Czy rozumiemy, że jesteśmy nosicielami Jego Świętości i że to właśnie my mamy zapewnić Jej przeniesienie we wszystkie grzeszne dni jakie upłyną jeszcze do ostatecznego spotkania z Panem? Jak tysiącletnie pokolenia przeniosły dawidowe Psalmy sławiące Przedwiecznego.

Jak można śpiewać Psalmy dzisiaj, dowiedzieliśmy się w kościele pw. Św Antoniego Padewskiego. Słowa znane z liturgii Mszy Świętej przypomnieli nam owacyjnie oklaskiwani soliści: Marek Bałata, Marzena Małkowicz, Ola Małkowicz, których niezwykłe głosy współbrzmiały z sześcioma zespołami chóralnymi z Ostrowa Wielkopolskiego, Kalisza, z podwarszawskich Ząbek i Sulejówka oraz Zespołem Muzyki Sakralnej LUMEN i orkiestrą, kierowanymi przez uwielbianego przez chórzystów Tadeusza Wicherka. Zgromadzenie takiego zespołu było możliwe dzięki gościnności ks. Infułata Tadeusza Szmyta, wsparciu Zarządu Miasta oraz Prezydenta Jerzego Świątka.

Nie słyszałem wykonań utworów Zbigniewa Małkowicza innych niż autorskie. W tym przypadku ‘autorskie’ oznacza, iż koncertuje cała jego rodzina. Syn Michał Małkowicz gra na przeróżnych perkusyjnych przeszkadzajkach. Panie Marzena i Ola - do których brzmienia głosów jak i aury zewnętrznej pasują jedynie wszystkie ‘naj’ - są tak odmienne i tak podobne, jak mogą być tylko matka i córka. To nie są wokalistki szepczące w mikrofony. Ich silne, przebogate głosy w magiczny sposób podążają za sobą jakby pochodziły z jednego ciała i są tak pewne każdego dźwięku, jakby te nuty stworzone były właśnie dla nich.

Ponoć czasem – choć trudno w to uwierzyć – rodzina Małkowiczów występuje bez Marka Bałaty. To niewyobrażalne, kto poza nim byłby zdolny wprowadzić w wibrację całe powietrze świątyni słowami „wychwalajcie Pana wszystkie ludy ziemi!!! wychwalajcie Pana wszystkie narody!!!”. Ramy zakreślone na pięciolinii są jedynie zalążkiem brzmień, które nigdy nie istniały do chwili, kiedy nam je obwieszcza. Jestem absolutnie pewny, iż jego „O mój Jezu” ma siłę zdolną do przemienienia wszystkich ludzi w anioły, gdyby tylko udało się w jednej świątyni wszystkich nas zgromadzić.

Podstawą małkowiczowych brzmień jest klasyczne, symfoniczne instrumentarium oraz szeroko rozpostarty wachlarz chóralny. Ale dziś klasyczna jest także muzyka o afroamerykańskim rodowodzie. Za te dźwięki i rytmy są odpowiedzialni świetnie rozumiejący się instrumentaliści współtworzący z rodziną Małkowiczów Zespół Muzyki Sakralnej LUMEN: Marcin Figaj - gitara basowa; Daniel Husak - instrumenty perkusyjne; Marcin Piekut - klarnet, saksofon, flet. Jeśli moja relacja ma być wierna zapamiętanej palecie dźwięków, to po raz kolejny wymieniam Kompozytora – tym razem za instrumentami klawiszowymi.

Muzyka tworzona przez Zbigniewa Małkowicza – nastrojowa, melodyjna, urozmaicona rytmicznie i dynamiczna - ma tę siłę, która w medioświecie mogłaby być wykorzystana do przyciągania naszej otępiałej uwagi w natłoku reklam. Ale uważny słuchacz, obserwator a przede wszystkim uczestnik tych modlitewnych spektakli, musi dostrzec również to, co wyraża jeden z chórzystów.

„Nigdy nie zapomnę szczęśliwych twarzy ludzi, każdego uśmiechu, które dogłębnie poruszało moje serce, jednocześnie dodając otuchy. Każde słowo, każdy dźwięk płynął z głębi serca wszystkich wykonawców. Płynął, osadzając się na stałe w sercach przybyłych. Jeżeli utwór ten przynosi tak wielką radość słuchającym, to nie da się wyrazić w słowach, jak wielką radością jest go zaśpiewać”.

Kiedy twórcy i wykonawcy mają poczucie obdarzania radością, pięknem, otuchą, podczas gdy sami czują się obdarowanymi przez słuchających miłością, podziwem i wdzięcznością, to już nie koncert, a misterium. „Dla wszystkich jednak, wierzących i niewierzących, dzieła sztuki inspirowane przez Pismo Święte pozostają jakby odblaskiem niezgłębionej tajemnicy, która ogarnia świat i jest w nim obecna.” (z Listu Papieża Jana Pawła II do artystów).