Rozmowa z wokalistą jazzowym i artystą grafikiem MARKIEM BAŁATĄ . Dodatek Kulturalny "Gazety" pod redakcją Joanny Sokołowskiej-Gwizdka, kwiecień 2005, nr 28, wydanie specjalne.
Pop-oratorium "Miłosierdzie Boże" do tekstów zaczerpniętych z dzienniczków św. Faustyny Kowalskiej,z muzyką Zbigniewa Małkowicza, powstało w 2004 r. Na 3 kwietnia 2005 r. w Dzień Miłosierdzia Bożego w Kościele św. Augustyna w Warszawie, zaplanowano koncert dla uczczenia 100-tnej rocznicy urodzin św. siostry Faustyny. Nikt nie przypuszczał, w jakim momencie utwór będzie wykonywany, że stanie się równocześnie Requiem dla Jana Pawła II, niosącym przesłanie dobra i nadziei, w głęboko humanistycznym wymiarze, że stanie się wyzwaniem i wielkim zadaniem dla artystów.
Joanna Sokołowska-Gwizdka: W tych ciężkich chwilach, gdy odchodził od nas Jan Paweł II, śpiewał pan w oratorium "Miłosierdzie Boże" do słów św. Faustyny Kowalskiej. To niesamowity moment dla wykonania tego właśnie utworu.
Marek Bałata: Dokładnie w tych dniach byłem poza Krakowem na trasie koncertowej oratorium "Miłosierdzie Boże". W piątek, kiedy Ojciec Święty leżał w stanie krytycznym, z wielkim sercem śpiewaliśmy objawienia z dzienniczka. W Niedzielę Miłosierdzia, po jego śmierci, z ciężkim sercem, lecz i wielkim szczęściem, śpiewaliśmy przedstawienia homilii o Miłosierdziu, którego orędownikiem był papież, w kościele św. Augustyna w Warszawie.
Niesamowity przyszedł czas na coś, co było na dużym marginesie mojego jazzowego muzykowania. Teraz zajmuje mnie prawie w całości i jest już nie tylko muzyką lecz i zadaniem. Muzyka prosta, nie jazzowa, docierająca do każdego, dająca natchnione słowa o ratunku dla człowieka w Bożym miłosierdziu. Reszta jest krzykiem milczenia tysięcy ludzi we wszystkich miastach, gdzie każdy w sobie i na ulicach zapalał świece nadziei.
JSG: Jest pan artystą szczególnym. W pana występach czuje się dużo więcej pokładów emocjonalnych i duchowych, niż to się zwykle odbiera. Nawiązuje pan silny, wewnętrzny dialog z odbiorcą. Co według Pana jest motorem, przyczyną sprawczą wymiany energii między artystą a odbiorcą?
MB: To jest niewytłumaczalny Boski dar, jakiś instynkt pchający nas w tłum i jednostkę.
JSG: W wywiadzie udzielonym w Toronto mówił pan o procesie tworzenia, o pracy w samotności, słuchaniu wewnętrznego głosu.
"Kiedy nie mamy nic, mamy jedynie przed sobą kartkę papieru i totalną dziurę, wspaniałą, niesłychaną przestrzeń otwartą, na drodze w tej przestrzeni mogą znaleźć się obiekty latające, które można nazwać aniołami. Czasami pojawia się meteoryt, który mogę uznać za zło, dostępne wszędzie na świecie, któremu należy się oprzeć".
Czy według pana w sztuce można wyróżnić kategorie dobra i zła?
MB: Sztuka od zarania rejestruje rzeczywistość oraz ją na swój indywidualny sposób kreuje. Świat jest wystarczająco bogaty zarówno w dobro jak i w zło. Pytanie - czy mamy dostarczone zło, czy też je sami hojnie rozdajemy. Myślę, że mamy wielki udział w świadomym lub niefrasobliwym jego pomnażaniu. Człowiek, a artysta w szczególności, poprzez fenomen wielkiej wyobraźni i wolnej woli może tworzyć strefę toksyczną lub uzdrawiającą. Ma świadomość, że na ulicy jest błoto i nie chciałbym go w złotych ramach dostawać w prezencie, a co dopiero kupować w galerii. Czemu zatem ma służyć to wszechobecne zło? Ostatnio jest ono normą i środkiem wyrazu. Jest mocnym doświadczeniem godnym inwestycji ducha i ciała w tym dynamicznie zmieniającym się świecie. Jest jedyną atrakcją. Szybkie zmiany idące krokami wielkiego niszczyciela są w cenie. Tylko ziemski koniec zatrzymuje nas w tym pędzie i, jak w wypadku orędownika miłości - Jana Pawła II, rezerwuje bilety do nieba. Wielką sztuką jest żyć i tworzyć, aby dostać ten bilet.
JSG: W tym samym wywiadzie powiedział pan:"Ludzie mogą podróżować i nie tylko zostawiać odciski palców, ale również zostawiać odciski na sercach ludzkich. Jeśli to spowoduje, że nie będziemy się zabijać, to cudownie". Jakie elementy musi zawierać sztuka, aby przeciwdziałała złu?
MB: Osobisty, wiarygodny komunikat, prawdę własną jako przepustkę do czyjegoś serca i dalej, wielką intencję pokoju, miłości i jej afirmację. Nie ceną czerwieni, ale krwi powinien szokować obraz. Niestety ostatnio obraz jest jedynie kolejną kompozycją. Rzeczywistość stała się drastyczną, nieczułą sztuką. Element odpowiedzialności za jej przesłanie i wpływ na ludzi jest jakby nieobecny. Środki masowego przekazu są narzędziem, niestety nie tylko dla artystów.
JSG: Jan Paweł II cenił artystów i przypisywał im szczególną rolę. Kim dla Pana, jako artysty, był Karol Wojtyła?
MB: W latach osiemdziesiątych był dla mnie renesansem wiary i światopoglądu, opatrzonego określeniem siebie w najmniejszej osobistej, duchowej przestrzeni oraz w tej wielkiej - światowej, pełnej w tamtych latach polskich kompleksów. Postawę jako artysty kształtował we mnie stopniowo. Sztuka wówczas nieco obok toczyła swe formalne homilie, a do kościoła chodziło się jak po upragnioną osobistą i społeczną wolność. Nie kultura słuchania, a stan ducha i ciała uczulał mnie na przesłania i wskazania naszego Papieża. Dopiero teraz dojrzewam do pełnego odbioru jego nauk w religijnym, społecznym czy artystycznym wymiarze. Wiem, że sztuka jest, jak powiedział, "Przewodniczką ku Bogu". Teraz szczególnie, wsłuchując się w dojrzałego siebie, jako człowieka i artystę, słyszę głos Boga. Każdy człowiek może zadecydować o totalnej, transcendentalnej drodze drugiego człowieka do dobra i szczęścia, poprzez słowa i uczynki.
Jak zatem wielkie zadanie posiada artysta, którego obecność jest tak widoczna i uzurpatorska? Czy dlatego, że sam chce? Czy dano mu to, czy zadano? W moim przekonaniu jest to nie tylko dar, ale i zadanie, i obowiązek.
Jak pogodzić sztukę z życiem? Arcytrudne zadanie. Jej świadectwo będzie wielkim światłem, niezależnie czy to będzie świeczka, czy wielki reflektor. To światło artysta musi odnaleźć w sobie. To wspaniałe uczucie.
JSG: Jan Paweł II powiedział: "Człowiek nie jest wielki przez to co posiada, ale przez to, czym dzieli się z innymi". Czy według Pana artysta powinien dzielić się z innymi swoją duszą, myślami, energią?
MB: Myślę, że artysta ciężko pracuje, aby oddawać te dary, które ma w sobie, dla duchowego i egzystencjalnego spełnienia. Każdy dostał swoje pole do uprawy. Dla każdego jest miejsce, czas i zadanie. Bez względu na skalę i widoczny prestiż. W świecie tak ewoluującym panuje zorganizowana harmonia. Człowiek ją modyfikuje i poddaje tylko własnej wygodzie, niestety eliminując ważne dla totalnej równowagi elementy. Talent - tak, lecz nie ważne skąd, dlaczego i po co?
JSG: Czy znajduje Pan wspólne płaszczyzny sztuki i wiary?
MB: Człowiek i artysta bez pytań do Boga i wiary w otrzymanie odpowiedzi, nie może istnieć. Cały świat, od jego tajemniczego powstania, walczy o racje swojej wiary. Przedstawia ją w obrazach, w utworach muzycznych, pieśniach i spektaklach teatralnych. Duchowa komunikacja, potrzeba wytchnienia, prawdy, miłości i nadziei na lepsze życie na ziemi i po śmierci, to medium sztuki. Wiara daje nam tę obietnicę.
JSG: Czy korzystał Pan kiedyś w swoich występach z poezji Ojca Świętego?
MB: Jak dotąd nigdy. Chciałbym jednak zacząć od "Pieśni o Bogu ukrytym", od tego wielkiego poematu odkrywającego nadzieje człowiekowi, szukającemu w Bogu początku i końca serca, duszy i umysłu.
JSG: Czy według Pana śmierć i pogrzeb Jana Pawła II spowodowała coś w rodzaju przebudzenia się świata?
MB: Myślę, że świat zatrzymał się i cofnął, by zrozumieć dawne już racje, zapłakał, zastanowił się, wyciągnął wnioski i natchniony ruszył dalej w głąb siebie. Nastąpiły oczyszczenie i odnowa, na miarę każdego z nas. Jest to wielka ofiara i nagroda zarazem.